Zwlekłem się z łóżka i
poszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę na herbatę, a potem ogarnąłem się, ubrałem.
Zjadłem śniadanie, włączyłem laptop i zadzwoniłem do Mamy. Pominąłem w rozmowie
kwestie Agnieszki.
Nie musi o tym wiedzieć,
poza tym i tak nic z tego nie będzie. Mama ciągle wypytywała o zdrowie, a ja
mówiłem, że jest coraz lepiej. Wcale nie kłamałem. Ciężka praca, wysiłek, który
się opłaca.
Do tego pozytywne
nastawienie, wsparcie Kibiców na prawdę dodają mi skrzydeł. Dziś będę miał
badania, usg żył, by sprawdzić czy dobrze mi zespolili a później krioterapię
miejscową.
Gdy rozmawiałem z Mamą
zobaczyłem wiadomość od Winiara. Odpisałem, że za 5 minut zadzwonię i pogadamy.
Pogadałem jeszcze chwilę, przeprosiłem mówiąc, że muszę iść na rehabilitację,
kazałem pozdrowić rodzinkę a potem zadzwoniłem do Rosji.
Michał również pytał o
zdrowie i o to, jak sobie radzę. To pytanie chyba zadawał każdy na początku rozmowy
ze mną. W końcu zobaczyłem Małego Olisia, który pochwalił mi się swoimi świetnymi
ocenami oraz wzorowym zachowaniem w nowej szkole.
-No brawo Zuchu! Wujek
jest z Ciebie dumny!- powiedziałem i pomachałem do monitora.
-Będzie jeszcze lepiej,
zobaczysz! Tata już umie dobrze język, to mnie poduczy. - uśmiechnął się po czym
odszedł od urządzenia.
-A jak Tobie się powodzi
Łukasz? - zagaiła Dagmara.
-Dobrze, nie narzekam.
-Jest coś o czym chcesz mi
powiedzieć? - drążyła.
-Mam mętlik w głowie.... Wczoraj spotkałem się z
Agnieszką. Poprosiła mnie o weekend sam na sam, by wytłumaczyć sobie wszystko i
spróbować naprawić związek.
-To ja nie wiem stary, dlaczego Ty masz mętlik.
Mówiłam Ci, że wszystko się ułoży! Nie zastanawiaj się tylko walcz. Przecież
kochacie się. Gołym okiem widać.
-Michał, a Ty co o tym myślisz? -
spytałem kumpla.
-Myślę, że zawsze warto spróbować. Później możesz żałować, że
nie zrobiłeś wszystkiego, żeby uratować tą miłość.
-Ale chyba to nie wszystko
co chciałeś powiedzieć, no nie?- uśmiechnęłam się Daga.
-Ty to mnie znasz na
wylot. Spotkałem tu moją koleżankę z czasów szkoły.
-Ha! Wiedziałam, że coś
jest na rzeczy. Inaczej nie zastanawiałbyś się głupio czy jechać z Agą. -
poruszała charakterystycznie brwiami Winiarska.
-To nic takiego. Wiecie
dobrze, co przeżyłem, gdy dowiedziałem się o zdradzie Agnieszki. Przecież jest dla
mnie całym życiem, a Kamila to tylko koleżanka z liceum. Wpadła do mnie na
wspominanie czasów szkolnych, ale ja dałem plamę. Cały czas myślałem o
propozycji Agi, a przez to Jej nie słuchałem. Chyba się obraziła, bo wyszła z
mieszkania. nie dając mi wytłumaczyć.
-To żeś odwalił baranie! -
skomentował Winiarski.
-Michał! - szturchnęła go Daga.
-Nie mówimy już o moich
problemach. Lepiej pochwalcie się, jak tam dziecko się rozwija? Widzę, że
brzuszek już duży - lekko się uśmiechnąłem.
-Dobrze. Dziecko się
prawidłowo rozwija - powiedziała żona przyjmującego. - Oliś ciągle wypytuje
kiedy będzie już na świecie jego brat lub siostra.
-To Wy jeszcze nie
wiecie? Coś mi się wierzyć nie chce - powiedziałem z przekonaniem.
Dagmara w momencie kiedy
to powiedziałem spojrzała na Michała.
-Wiemy... - zaczęła nieśmiało
-A wiec..? - zacząłem ciągnąć za język gestykulując rękoma.
-No Ziomek chłopaczysko
będzie! - krzyknął uradowany Michał
-No to gratulacje! Wiecie
już jakie imię?
-Jeszcze nic nie
myśleliśmy. Bardziej obawiam się o szpital, bo tutaj...
-No tak wiem. Ale
zawsze możecie jakiś polski personel zamówić.
-Nad tym też będziemy
musieli pomyśleć. Zobaczysz jak będziesz czekał na przyjście swojego dziecka! -
powiedział przyjaciel.
Westchnąłem tylko i sztucznie
się uśmiechnąłem. Szczerze mówiąc nie widziałem siebie w dalekiej przyszłości w roli ojca.
Zapadła cisza. Spojrzałem
tylko na zegarek i postanowiłem, że zakończę już rozmowę.
-Słuchajcie, lecę muszę
jeszcze skoczyć do sklepu, a później sprawy zdrowotne - oznajmiłem.
-Jasne. Przepraszam za
Miśka. - powiedziała bezdźwięcznie Dagmara, a ja tylko skinąłem. Pomachałem im na
pożegnanie i nacisnąłem czerwoną słuchawkę w komunikatorze.
Podrapałem się po głowie
i podszedłem do okna. Nie zadręczaj się już Łukasz... - mówił mi rozum.
Poszedłem wziąć szybki prysznic. Szybko też się ubrałem i zabierając portfel
oraz telefon wyszedłem z mieszkania. Zrobiłem zakupy, bo w mojej lodówce były
już pustki.
Niestety Kamili dzisiaj
nie było w sklepie. Nie mogłem Jej nawet przeprosić.
Zrobię to, kiedy tylko
wrócę z weekendu. Myślę, że nie będzie zła.
Znając Ją to już pewnie
zapomniała o wczorajszym wieczorze. Zawsze była wyluzowana i niepamiętliwa.
Ale to chyba dobrze, bo
naprawdę zachowałem się jak skończony idiota.
Trzeba przeprosić i
wynagrodzić, ale to później. Teraz ważne jest bym się nie spóźnił na salę rehabilitacyjną. Ważne jest by szanować każdego człowieka i jego czas, w
końcu on poświęca go mnie. Swoją drogą ja nienawidzę, gdy ktoś się spóźnia.
Zamówiłem taksówkę i jak
na złość jechała samym centrum Bolonii. Żeby go drzwi ścisnęły w najgrubszym
miejscu - pomyślałem. Wkurzyłem się. Zapłaciłem za przejazd, ale w środku drogi
wyszedłem z auta i szedłem chodnikiem o kulach. Nawet nieźle mi to szło.
Spóźniłem się 5 minut, a
gdybym dalej siedział w tym samochodzie to nie dość, żebym się w nim usmażył to
jeszcze pewnie tkwiłbym w tym samym miejscu
Przeprosiłem za
spóźnienie i szybko poszedłem się przebrać, ponieważ dziś były zajęcia na
basenie, które bardzo lubiłem.
To chyba też dzięki
rehabilitantowi, który nie dość, że mnie wspierał to jeszcze bardzo dobrze
prowadził te zajęcia.
No i pokazywał,
przypominał jak było wcześniej dzięki czemu widziałem postępy
A były już naprawdę duże.
Po 19 wyszedłem z wody i
poczułem jak bardzo jestem zmęczony i głodny.
Ale niestety nie było mi
dane od razu wracać do mieszkania, bo było zaplanowane usg żył. Gdy byłem w
gabinecie niemiłosiernie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Lekarz uśmiechnął się
szeroko i powiedział, że zaraz mnie stąd wypuści i w końcu coś zjem.
Uśmiechnąłem się do pielęgniarki, która chichotała przy oknie i cały czas mi
się przyglądała. Jakby nigdy człowieka głodnego nie widziała.
Niczym na skrzydłach wróciłem do domu, dzięki
taksiarzowi byłem w niecałe 8 minut, bo znał skrót. Gdy wszedłem do mieszkania
włożyłem zapiekankę do mikrofali i podgrzałem. Zjadłem ją w mig i poszedłem się umyć. Poczytałem do snu książkę.
Miałem się już kłaść, ale zadzwoniła Agnieszka. Zaczęła dzikie podchody, gdy
jej przerwałem mówiąc: Aga zgadzam się. Jutro o 9.20 na lotnisku. Nie zapomnij
kremu do opalania i bikini. Dobranoc.
Szybko, zwięźle i na temat. Mógłbym nawet coś głupiego powiedzieć, bo byłem już tak zmęczony, że nie miałem z nikim ochoty rozmawiać. Sam się zdziwiłem, przecież wyraziłem zgodę na weekend z kobietą, która mnie tak zraniła. Jednak jak to się mówi: Raz kozie śmierć, czy kto nie próbuje ten nie ma.
Chwilę po tym telefonie odłożyłem książkę na półkę i przekręciłem się na drugi bok. Tym razem nie miałem problemu z zaśnięciem. Zdałem sobie też z tego sprawę, że jutro muszę rano wstać, więc szybko zawitałem w Bramy do Krainy Morfeusza...
Witamy!! :)
Tak długa przerwa. Bardzo Was przepraszamy, ale ciągle coś nam wypadało i nie mogłyśmy się zgrać, aby napisać cokolwiek.
Rozdział 7 wędruje w Wasze ręce. :)) No, najdłuższy to on nie jest :D.
Pamiętajcie, każdy komentarz motywuje.
Zapraszam również na blog Łasicy ( klik, klik ) Oraz na mój :) ( klik )
Pozdrawiamy i do następnego!
Jullaa, łasica.