czwartek, 11 września 2014

Rozdział 12

Dzień za dniem. Tak się teraz żyje. Od rehabilitacji do rehabilitacji, które są przeplatane dzwonieniem do przyjaciół i rodziny. Bywały chwile zwątpienia, ale nigdy się nie poddałem. Każdy kto ze mną rozmawiał bardzo mnie wspierał w tym trudnym okresie dla mnie. Gdy zaczęło być widać wyniki dostałem przysłowiowego kopa i zacząłem ćwiczyć jak opętany. W końcu zacząłem wierzyć, że wszystko się ułoży i wrócę do sprawności, co wiąże się z powrotem na parkiet. Szczególnie, że miejsce w kadrze dla mnie było. Antiga widział mnie w składzie powołanych na zgrupowanie. Dał mi szansę, a ja będę chciał wykorzystać ją w 100 procentach. Pod koniec kwietnia musiałem zjechać do Polski, by stawić się na badaniach w Warszawie, a potem w Spale na hali, która kojarzy się z hektolitrami potu. Będę chciał wrócić do formy, którą reprezentowałem nie tak dawno temu. Powalczę o miejsce w szóstce, co będzie ogromnym wyzwaniem. W końcu Paweł też jest powołany, mój dobry kolega i mentor, od którego wiele się nauczyłem. Przede wszystkim zimnej głowy i opanowania. Wiem, że o też będzie chciał pograć. W końcu słyszałem, że po Mistrzostwach Świata jego kariera reprezentacyjna ma dobiec końca. Nawet jeśli będę zmiennikiem, będę się cieszył, że występuję z orzełkiem na piersi dumnie reprezentując kraj. Ale w sumie ważne jest ogólnie moje zdrowie, które będzie miało wpływ na przyszły sezon, w którym będę reprezentował barwy Trentino Volley. Podjąłem decyzję, że zagram we Włoszech. Jak to się mówi- wracam na stare śmieci. W Trentino grało mi się bardzo dobrze, miałem dobry kontakt z zawodnikami i mam nadzieję, że teraz też tak będzie. Poza tym Italia zawsze była mi zawsze bliska. Jest tam ciepło, serdecznie. Piękny kraj, do którego bardzo się przywiązałem. Do tego dzwoniłem już do dawnego właściciela mieszkania, w którym przed laty mieszkałem i będę mieszkał w nim znowu. Zacznę życie na nowo. Może w końcu problemy znikną, bo dotychczas było tak, że jeden się kończył, a drugi zaczynał. Teraz odpocznę psychicznie. Spojrzę z innej perspektywy na swoje życie. Agnieszkę powoli wymazuję ze swojego życia. Nic więcej nie chcę mieć z nią wspólnego, byle do rozwodu. Gdy przyjechałem do Polski pierwsze co to pojechałem do adwokata. Wyjaśnił mi wszystko dokładnie, opowiedział na czym stoję. I narazie postanowiłem się tym nie denerwować. Jedyne co mnie obchodzi to ciężka praca nad kondycją. Aga na szczęście się ze mną nie kontaktuje. To mnie bardzo cieszy. Chociaż mam z spokój. Mogę się skupić na sobie i na treningach, które dają w kość, bo po tak długiej przerwie moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. Zaraz na początku dowiedziałem się, że w maju odbędzie się sprawa rozwodowa. Na domiar złego moja mama z nerwów wylądowała w szpitalu, przez co musiałem prosić Stefana o opuszczenie zgrupowania z powodów rodzinnych.



Dobry Wieczór. :)
Meldujemy się z kolejnym rozdziałem. Pozostawiamy go do oceny Wam. Powoli wszystko się rozkręca... 
Oglądacie spotkanie naszych Orłów?
 Kolejne spotkanie, tym razem z reprezentacją Włoch, wczoraj niestety odnieśliśmy porażkę, jednak dzielnie walczyliśmy. 
 ZAPRASZAMY na nasze osobne blogi, na których pojawiają się rozdziały.
No więc, do następnego. Całujemy, łasica i Jullaa.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 11

Wstałem wypoczęty jak nigdy. Nawet humor miałem o dziwo dobry. Poszedłem pod prysznic, a potem szybko ubrałem się i zbiegłem do piekarni po croissanty.
Z pieczywem wróciłem do mieszkania.  Położyłem bułki na blacie, kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Nie zdążyłem odebrać, ponieważ nie wiedziałem gdzie palnąłem urządzenie. Znalazłem je dopiero po kilku minutach za sofą w pokoju. Winiar i mama próbowali się ze mną skontaktować. Wróciłem do kuchni z laptopem pod pachą.  Uruchomiłem go i przygotowałem sobie kawę. Na Skype niemal od razu wyświetliło się połączenie od mamy. Oczywiście moja rodzicielka w przeciwieństwie do mnie nie przespała wcale nocy. Po chwili zapadła niezręczna cisza. Jednak moja mama ją przerwa i zaczęła pocieszać. Mówiła, że wszystko się ułoży. Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy, ale odwróciłem głowę w drugą stronę, aby niczego nie zauważyła. Musiałem być twardy.
-Mamo, proszę przestań - spojrzałem na ekran. 
-Łukasz, wiem ile Agnieszka dla Ciebie znaczy.  
-Na całe szczęście nie mieliśmy dzieci. Wtedy byłoby znacznie trudniej - powiedziałem twardo
-Zdałeś sobie z tego sprawę, że ona może być w ciąży?
-Nie może - zaprzeczyłem. 
-Łukasz, ale gdyby, to co wtedy? 
Moja mama zaczęła zadawać coraz głupsze pytania.
-Mamo nawet takich domysłów nie snuj! Zabezpieczaliśmy się. Ona nie chciała mieć dzieci. Dlatego mimo jej zastrzyku to jeszcze prezerwatywa idzie ruch - rzuciłem gniewnie. - Przepraszam - szepnąłem po chwili. - Nie powinienem Ci mówić takich szczegółów.
-Łukaszku tak mi przykro...
-Niech Ci nie będzie przykro.
-Synku, to Twoja żona. 
-Która mnie zdradziła - dokończyłem.
-Masz rację -westchnęła. - Może to i dobrze. Poznasz kogoś wartościowego, który wesprze cię w każdej sytuacji i da to czego ona ci nie dała.
-Mamo... jeszcze się nie rozwiodłem, a ty już snujesz plany na moje życie - warknąłem
-Przepraszam synku - powiedziała cicho.
-Mamuś, jest tata lub moja kochana siostrzyczka? - zmieniłem temat.
-Nie, wyszli na rynek po składniki na leczo - odpowiedziała.
-Dobrze. Ucałuj ich ode mnie, ja będę już kończył. Niedługo się spotkamy - powiedziałem.
-Zadzwonimy do ciebie jeszcze, albo ty się synku odezwij. Trzymaj się - rzekła, a ja zakończyłem połączenie.
Schowałem twarz w dłonie i głęboko westchnąłem.
Wstałem i poszedłem do kuchni. Przegryzłem jednego croissanta, a później upiłem łyka kawy.
Niemal po kilku sekundach wyświetliło się zdjęcie Winiarskich na Skype.
Niechętnie znowu usiadłem przy stole i odebrałem.
-Cześć stary - przywitał się. - Jak się czujesz?
-Hej. Właśnie rozmawiałem z mamą...
-I co powiedziała? Jak zareagowała? - wypytywał.
-Lepiej nie pytaj. Już mnie pocieszała i mówiła, że znajdę sobie szybko kogoś nowego...
-o kurde... to dlatego taki wkurzony jesteś? 
-Tak. Już myśli o nowej partnerce dla mnie, która da mi dziecko.
-Łukasz, spokojnie. To co powiedziała twoja mama była trochę nie na miejscu.
-Też tak uważam - odparłem. - Jeszcze pomyślała o tym, że Aga może być w ciąży. Co jej do głowy przyszło?
-No, w końcu byliście teraz na wakacjach... - poruszył znacząco brwiami.
-Przestań. Pierwsze co, to upewnienie się, którego wzięła zastrzyk i potem czy mam gumki.
-Serio?! - zrobił duże oczy.
-Mhm...
-To chujowo. Ale przynajmniej masz pewność.
-Wiem. Wkopałbym się nieźle gdyby było inaczej...
-I teraz musisz mieć brak skrupułów, tak jak ona. 
-Łatwo ci mówić - oparłem się.
-Uwierz mi, że nie. Też ją znam. Ciężko mi w to uwierzyć. 
-Wiem. Mnie też. W końcu wydawało mi się, że ją znam. 
-Najlepiej z nas - rzekł.
-Jednak nie na tyle... Ach... było, minęło. Niedługo się zabliźni.
-Oby. I jak rehabilitacja?
-Dzisiaj na godzinę 16 muszę się zjawić w szpitalu i wtedy zobaczymy jak będzie.
-Ale już lepiej? - zapytał.  -I napisz co powiedział lekarz.
-Dobra, odezwę się na pewno. Myślę,  że jest lepiej. Niedługo zgrupowanie... Pewnie dostaniesz powołanie, w to nie wątpię - poruszyłem temat.
-Tak, Stefan do mnie dzwonił - powiedział radośnie.
-A jak Antek i reszta?
-Daga lamentuje, że jeszcze ma brzuch, a jesteśmy na wakacjach. Oli jest kochany i mądry. Bardzo rozważny, dba o brata. I przygotowuje się do szkoły. Znów w Bełchatowie. Dzwonił już do kolegów  z klasy i ogóle.
-Wracasz do Bełchatowa? - uśmiechnąłem się. - Co nic nie mówiłeś?
-Zapomniałem. Poza tym, jeszcze tego nie rozgłośnili, bo nie podpisałem kontraktu.
-Rozumiem, jednak cię ciągnie do Bełchatowa...
-Uwierz, że tak. Poza tym, wydaje mi się, że to będzie dobre wyjście dla mojej rodziny.
-No tak, szkoła Olisia i tak dalej... - stwierdziłem.
-No... a Ty? - spojrzał na mnie.
-Ja... nawet nie wiem co ze sobą począć - podrapałem się po głowie.
-Nie rozumiem?
-Raczej rozwiążę kontrakt u Rusków, a co dalej to nie wiem. Dostałem kilka ofert... Jednak do Polski nie wrócę, żeby grać. A co z kadrą, to pewnie też nic nie wyjdzie, bo nikt nie dzwonił. Szczerze mówiąc, to się nie dziwię...
-Ziomek.... nie wiem co ci powiedzieć. 
-Wiem, że przez tą kontuzję wszystko się posypało.
-Co ty chrzanisz?! - krzyknął.
-Gdyby nie kontuzja, to grałbym w kadrze - powiedziałem twardo.
-Nie ma gadania co by było gdyby! Jesteś i teraz! Musisz pomyśleć nad klubem.
-Michał, dobrze wiesz, że to mnie skreśla. Wiem, co do klubu to podejmę decyzję niedługo. Najbardziej interesują mnie Włochy...
-Zrobisz jak będziesz chciał, w to się nie będę mieszać. Ważne, żeby tobie było dobrze. A co zrobisz, jak dostaniesz powołanie do kadry? - zapytał.
-Zgodzę się. Będę chciał pokazać wszystko, co potrafię i na pewno dam z siebie wszystko - opowiedziałem od razu.
-I wrócił mój Ziomek!
Zaśmiałem się w głos.
-Zobaczymy. Jeżeli będę coś wiedział, to dam znać.
-Dobra stary, ja kończę, bo śniadania jeszcze nie jadłem. 
Podsunąłem croissanty do monitora. 
-Chcesz? 
-O nie.... teraz już na pewno kończę. 
Jak na znak rozległo się Miskowe burczenie w brzuchu
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Wiesz, że lubię cię wkurzać - powiedziałem patrząc na przyjaciela.
-Dobra, dobra. Jeszcze się policzymy na zgrupowaniu.
-Może, nie napalaj się..
-Ja wiem swoje i wierzę w Ciebie - odpowiedział.
-Dzięki. Śmigaj, bo mi tu zdechniesz z głodu. A u mnie tak masełkiem pachnie...
-Spadaj! Trzymaj się Ziomek.
-Siemka Winiar. Pozdrów rodzinkę.
Rozłączyłem się i zjadłem kolejnego rogalika. 
Humor mi się nieco polepszył więc dokończyłem śniadanie po czym wziąłem się za odkurzanie.
Jak ja nie lubię tego robić... Jeszcze ten głupi but ortopedyczny, tak mi przeszkadzał. Dobrze, że już dzisiaj go ściągają. Teraz tylko będzie się dla mnie liczyła rehabilitacja. Oby wszystko było dobrze.
To gorąco dokucza mojej stopie, która swędzi jak cholera. Ale jeszcze trochę. Przy akompaniamencie muzyki szybko uporałem się ze ścieraniem kurzy.
Później było już z górki. Wolałem się przemęczyć i posprzątać, niż żyć w brudzie. Nie lubiłem, gdy był nieporządek. Nie żebym był jakimś pedantem czystości czy coś.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. 
-Kogo niesie? - powiedziałem sam do siebie. 
Otworzyłem ze ścierką w ręce. 
-Cześć - powiedziała Zosia. 
-Hej. Proszę, wejdźcie - zrobiłem im miejsce w drzwiach.
-Chętnie, bo od tych zakupów mi ręce odpadają...
Uśmiechnąłem się tylko. 
-Gdybym wiedziała, że sprzątasz mimo buta ortopedycznego, to moje mieszkanie też bym zostawiła w nieładzie - uśmiechnęła się szeroko Zosia. - Te zakupy są dla Ciebie. Założę się, że jeszcze nic nie kupiłeś. 
-Hmm... no niespecjalnie - podrapałem się po głowie.
Kobieta popatrzyła na mnie i chyba czekała na moją kontynuację.
-Mam jeszcze jedzenie w lodówce, więc nie musiałaś.
-Będziesz miał więcej. I nie potrzeba będzie Ci biegać po sklepach.
Zaśmiałem się.
-Miło z twojej strony - powiedziałem.
-To nic takiego. Jak się czujesz? - zapytała.
-W miarę dobrze. Dzisiaj idę do szpitala, żeby ściągnęli mi ten but i powoli będę zaczynał rehabilitację, jeżeli wszystko będzie dobrze.
-Trzymam kciuki - puściła mi oczko.
Pokazałem im mały salon i kazałem się rozgościć. Poszedłem zrobić herbatę Zosi oraz wziąć ciastka, a także ulubione herbatniki Antosi, które na szczęście miałem.
Wróciłem do dziewczyn i zająłem miejsce na przeciwko Zosi. Zaczęliśmy rozmawiać, a ja co chwile spoglądałem na Antosię, która zajadała się herbatnikami. 
Uroczo to wyglądało. Ta mała Kruszynka była przecudna! 
Gaworzyła, śmiała się, klepała Zosię, klaskała w rączki. Cudowne dziecko.
-Łukasz, słuchasz mnie?
-Co? - spojrzałem na nią. -Przepraszam, zamyśliłem się. 
-Pytałam, czy podwieźć cię do lekarza. 
-Nie. Nie rób sobie kłopotu - odpowiedziałem.
-To żaden kłopot - puściła mi "oczko". 
-Nie. Masz małą córcię, więc ja nie mogę się tak narzucać...
-Daj spokój. Więc jak będzie?
-Dam sobie radę, nie trzeba - sztucznie się uśmiechnąłem.
-No dobrze, jak chcesz - westchnęła. - Jakiś dziwny jesteś...
-Ja? Wydaje ci się. Antosia jest przeuroczym dzieckiem - mówiłem patrząc na dziewczynkę.
Kątem oka zauważyłem, ze kobieta się uśmiechnęła.
-A ty nie masz dzieci? - zadała pytanie.
-Eee...nie nie mam - zmieszałem się.
-Dlaczego?
-Moja zona nie chciała - po wypowiedzeniu tych słów ugryzłem się w język.
-Przepraszam.  To nie jest moja sprawa.
-Spokojnie - odpowiedziałem. - Każdy o to pyta, już się przyzwyczaiłem. Nie mam dzieci i pewnie już miał nie będę, ale nie ważne...
-Nie mów tak. Młody jesteś.
-Taa... - przeciągnąłem. -  Jak jagoda po świętym Marcinie.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Przecież przed 40 jesteś.
-No właśnie. To już taki młody nie jestem. A tu o wiek nie chodzi...
-Hej, może twoja żona do tego pomysłu dorośnie.
-Może. Rozwodzimy się -wypaliłem.
-Co? Łukasz... przepraszam, nie powinnam tego mówić. Wybacz, nie wiedziałam - zmieszała się.
-Nie przepraszaj...
-Będzie dobrze, jeszcze Ci się ułoży w życiu - dotchnęła mojej dłoni.
-Wątpię...
-Musisz w to uwierzyć. Jesteś młody. Utalentowany. Przystojny. Inteligentny.
-Nie wiem... Nie wiem czy będę w stanie kiedykolwiek zaufać jakiejś kobiecie po tym co się stało.
-Nie poddawaj się. Wiele zależy od twojej psychiki nastawień.
-Łatwo powiedzieć...
-A trudniej zrobić, wiem. Ale wierzę w  ciebie i twoje możliwości - lekko się uśmiechnęła. - Poradzisz sobie i będziesz szczęśliwy.
-Przepraszam Was drogie Panie, ale muszę zrobić coś na obiad. Rozgośćcie się, a ja coś upichcę. 
-Pomóc ci? - zaproponowała.
-Na co masz ochotę? 
-Na pizzę.
-Się robi - puściłem oczko po czym wyszedłem z pomieszczenia zostawiając moich gości.
Po parunastu minutach dołączyłem do dziewczyn, by pobawić Maluszka dając Zosi chwilkę odpocząć.
Widziałem, że mama dziewczynki cały czas mnie obserwuje.
Dużo mówiłem, tłumaczyłem, śmiałem się i  pokazywałem Antoninie. Była bardzo grzeczna, nie płakała ani razu nie pisnęła.
-Będzie z Ciebie wymarzony ojciec. I mąż, który robi boskie spaghetti i do tego pilnuje pizzy.
-O w mordkę! 
zerwałem się na równe nogi i zobaczyłem do pizzy. Na całe szczęście uratowana.
Kamień spadł mi z serca. Kilka razy zdarzyło mi się za mocno przypiec pizzę. Spojrzałem na zegarek i poczułem wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem telefon, który zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu ujrzałem uśmiechniętą blondynkę. Odrzuciłem połączenie i zamknąłem na chwilę oczy.
Nigdy się od niej nie uwolnię. Będę musiał zmienić numer telefonu.
Kolejny raz zaczął dzwonić. Jeśli nie odbiorę będzie się dobijać, aż do skutku.
-Czego chcesz?! - syknąłem do słuchawki.
-Łukasz, proszę, porozmawiajmy spokojnie. 
-Nie mamy o czym rozmawiać. A spokojnie opowiem wszystko w sądzie.
-Nie przekreślaj naszego młlżeństwa. Wszystkich lat. 
-Nas nie ma - zacisnąłem zęby. 
-Nie pogrywaj sobie ze mną!
-Agnieszka czy ty się dobrze czujesz? Nie groź mi. Spotkamy się w sądzie. Nie dzwoń do mnie. Kontaktuj się przez adwokata. Żegnam.
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i rzuciłem telefon na stół.
-Nosz cholera jasna! - krzyknąłem sam do siebie.
Co za idiotka, jak śmie do mnie dzwonić? Już wiele razy próbowała wyjaśniać, teraz jej gadanie mnie nie obchodzi.
-Wszystko ok? - spytała Zosia.
-Wszystko jest ok - podszedłem do okna. - Przepraszam cię Zosiu za moje zachowanie...
-Na pewno? 
-Moja żona dzwoniła... 
-Nie denerwuj się. Skoro mówisz, że to skończone, to tego się trzymaj. Nie wracaj do przeszłości, nie rozpamiętuj. To nic dobrego nie przynosi. I nie pójdziesz do przodu
-Ja nie potrafię nie wracać. Wiesz ile lat właściwie straciłem? Byłem głupi i ślepy. Zakochałem się w modelce i sądziłem, że będzie tylko moja - znowu się wygadałem.
-Łukasz wiem, że to nie jest proste, ale musisz się nauczyć
-Jest ciężko... - patrzyłem na nią. - Nie wiem czy dam radę.
-To dla twojego dobra. Gdybym ja patrzyła w przeszłość nie donosiłabym Tośki i teraz nie wychowywała jej.
-Podziwiam cię, że dałaś radę...
-Sporo czasu minie jak się z tej miłości wyleczymy - stwierdziła.
-Nałożę obiadu, bo nie zdążę na rehabilitację.
Wykonałem czynność i nakryłem do stołu. Wspólnie zjedliśmy posiłek, Zosi bardzo smakowało.
Otworzyłem się przed nią. Opowiedziałem o wszystkim tak jak Winiarowi. Zosia nie była mi dłużna. Opowiedziała mi o całym swoim życiu. Moje sportowe całe znała
Oboje mamy nieciekawą przeszłość.
Rozmawiało mi się z nią niesamowicie dobrze. Jak ze starym kumplem.Niestety, to co dobre szybko się kończy.
Dziewczyny zaczęły się zbierać, a mnie zrobiło się smutno na samą myśl, że zaraz pójdą i będę musiał jechać do szpitala.
-Odwieziemy cię może, co? - zaproponowała kolejny raz.
-nie chce robić kłopotu, naprawdę. 
-Żaden kłopot, wsiadaj.
Zgodziłem się i wsiadłem do samochodu Zosi. Odwiozły mnie i poszedłem na rehabilitację.  
Doktor przywitał mnie serdecznie po czym zlecił prześwietlenie nogi
Modliłem się, aby wszystko było w porządku. Jeszcze długa droga przede mną, ale jeżeli będę mógł zaczynać rehabilitację to będzie duży krok do przodu.
Zdjęto mi but ortopedyczny i włożono stopę do przezroczystej mazi, a potem do lodu
-No, no. Łukasz jestem zadowolony z twojej stopy. Kości dobrze się zrosły. Teraz ścięgna trzeba dobrze wyćwiczyć. Od jutra rano zaczynamy. A teraz posiedź jeszcze kwadrans. Zaraz przyjdzie Mateo, który pokaże ci ćwiczenia na dziś wieczór. Do jutra - pożegnał się i skierował do wyjścia.
-Dziękuję doktorze. Do jutra.
Jak powiedział lekarz mój fizjoterapeuta przyszedł i pokazał ćwiczenia. Wyszedłem pełen nadziei ze szpitala przed którym stała.... Zosia z Tośką. 
-A wy co tu robicie? - zapytałem zdziwiony.
-Pomyślałam, że niefajnie byłoby, żebyś tłukł się taksówką do domu.
-Jezu... Zosia.... ale... przecież dałbym sobie radę... - zmierzyłem ją wzrokiem.
-Nie gadaj tyle - zaśmiała się. - I jak? - popatrzyła na nogę.
-Jest dobrze. Od jutra zaczynam rehabilitację.
-Milo się zaczyna. To jedziemy. Wsiadaj.
Pojechaliśmy do mojego mieszkania, ale dziewczyny nie chciały zostać nawet na herbatę. Usiadłem więc z laptopem przy stole i zacząłem ćwiczyć stopę. 
Po kilku minutach dostałem kolejne połączenie. Zadzwonił do mnie Stefan Antiga.
Bardzo się zdziwiłem tym telefonem. Nie spodziewałem się, że to właśnie on do mnie zadzwoni. Na początku pytał o nogę. Powiedziałem mu na czym stoję. Dodałem również, że jutro zaczynam rehabilitację. W pewnym momencie Antiga zapytał się, czy będę w stanie stawić się na zgrupowaniu w Spale. Mówił, że widzi mnie w swojej drużynie.
Bardzo się ucieszyłem i od razu podjąłem decyzję. Oczywiście się zgodziłem, bo jakbym mógł odmówić? Przecież Stefan chce dać mi szansę wystąpić z Orzełkiem na piersi i w ogóle, daje mi pozwolenie na trenowanie. W doskonałym nastroju poszedłem pod prysznic, pod którym analizowałem swój dzień. Doszedłem do wniosku, ze mam wokół siebie wielu życzliwych ludzi, na których mi zależy. Z optymizmem wymalowanym na twarzy położyłem się spać.


_____
Mówimy grzecznie dzień dobry. Wakacje stanowczo naszym rozdziałom nie służą, bo mijamy się, a co za tym idzie? Nie możemy niczego napisać. Lecz jak widać udało się-z jakim efektem? Oceńcie sami ;) Naszym zdaniem rozdział jest bardzo długi... ;))

Pozdrawiamy serdecznie zazdroszcząc tym, co byli na premierze filmu DRUŻYNA!

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10

Gdy zorientowałem się, że to faktycznie ona i wzrok mój mnie nie myli czym prędzej podszedłem do baru i szarpnąłem Ją mocno. Spojrzała na mnie wystraszonymi oczami. 
-Jak możesz? - spytałem czując piasek w oczach i łzy, które zbierają się pod powiekami
-Łukasz... to nie tak jak myślisz. - powiedziała cicho spuszczając wzrok.
-A jak?! - byłem już strasznie zdenerwowany.
-Nie krzycz proszę... - mówiła szeptem.
Miałem już tego dosyć. Zaufałem tej kobiecie, wybaczyłem najgorszą rzecz, którą mogła zrobić. Miałem plany na naszą wspólną przyszłość, a ona nagle powtarza wszystko i mnie kolejny raz zdradza?
Tego już było za wiele.
-Nie tłumacz się, nie chcę mieć już z Tobą nic wspólnego. - powiedziałem twardo.
-Łukasz, porozmawaimy proszę. 
-Kochanie kto to jest?- spytał gość z którym poszła w ślimaka moja ukochana żona.
-Ja nie znam Pana. - krzyknęła do niego. - Łukasz proszę Cię!
-Na pewno. To co, wymyślił sobie to wszystko? - zszedłem trochę z tonu.
-Tak, Łukasz. Proszę, uwierz mi... Przecież ja kocham Ciebie, a jego kompletnie nie znam! - zaczęła rzewnie płakać.
-Aga, jak to mnie nie znasz? - natarczywie spytał wysoki szatyn. 
-Zamknij się Krzysiek! - wrzasnęła
-I jeszcze jeździ za nimi Twój fagas, z którym nawet nie zerwałaś. - ryknąłem- Jesteś obrzydliwa.
-Łukasz, błagam Cię. Porozmawiajmy w cztery oczy... To nie tak, wszystko Ci wytłumaczę.
-Nie masz już co tłumaczyć... - powiedziałem odwracając się. - Niedługo się rozwiedziemy.
-Ale Kochanie, błagam... - nie ustępowała, próbowała mi wszystko wytłumaczyć. 
Ja nie miałem ochoty jej słuchać.
-Nienawidzę Cię Aga. Słyszysz? -syknąłem jej do ucha po czym prędko opuściłem lokal.
Szybkim krokiem oddaliłem się od budynku. Nie miałem pojęcia, co teraz będzie. Jak mogłem być taki głupi i ślepy? Owinęła mnie sobie wokół palca... 
Aż ciężko mi uwierzyć w to, że wciąż spotykała się z tym całym Krzyśkiem.
Gdy wszedłem do hotelu i dotarłem do pokoju jak najszybciej zacząłem się pakować zamawiając przy tym najpierw bilet na lot powrotny, a potem taksówkę na lotnisko.
Starałem się być spokojny, jednak wszystko we mnie chodziło. Nawet łzy cisnęły się same do oczu.
Modliłem się tylko w duchu, żeby Agnieszka nie wróciła do hotelu, bo nie mam ochoty słuchać jej tłumaczeń, ani na nią patrzeć.
Zdążyłem spakować sie i wsiąść do auta zanim Agnieszka wróciła do naszego apartamentu.
Całe szczęście, że ominęła mnie rozmowa z nią. Chociaż z tej rozmowy powstałaby pewnie kłótnia...
Słyszałem, jak wali w bagażnik taksówki, jednak kazałem kierowcy jechać i nie zatrzymywać się do samego lotniska.
Zrobił tak, jak kazałem. Ruszył do przodu, a ja obejrzałem się za siebie. 
Agnieszka odprowadziła samochód wzrokiem. Wcale mnie nie obchdodziło, czy zapłaci za pobyt obojga nas czy tylko za siebie. Jeśli nie ureguluje należności wtedy zadzwonią do mnie i ja to zrobię.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni, a na ekranie ujrzałem zdjęcie uśmiechniętej Agnieszki.
Szybko odrzuciłem połączenie, a urządzenie wyłączyłem. Wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił to żona dobijała by się cały czas.
Na lotnisku szybko przeszdłęm przez odprawę biletową i nim się obejrzałem maszyna wzbiła się w górę.
Zamknąłem na chwilę oczy i usiadłem wygodnie w fotelu. 
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Co było dziwne, bo podczas lotu sam nigdy nie spałem. Zazwyczaj czytałem książkę, bądź słuchałem muzyki. Ale teraz własne myśli chyba by mnie zabiły.  Zasypiając chociaż na chwilę zapomniałem o wszystkich problemach.
Obudził mnie płacz dziecka, które obok siedziało z mamą. Zaspanymi oczami spojrzałem na nie, a później na młodą brunetkę, która uspokajała małą dziewczynkę.
Malutka wyciągnęła do mnie rączki, a ja spoglądając na jej mamę wziąłem Ją do siebie na kolana. Dziewczynka rozpromieniała i aż krzyknęła z radości, co spowodowało z kolei, że ślinka jej wyciekła z buzi prosto na moje spodnie.
-Bardzo Pana przepraszam. Tosiu, jak Ty się zachowujesz? - zwróciła się do nas po czym wzięła Małą ode mnie. 
-Nic się nie stało. To małe dziecko. - powiedziałem.
-Odkąd idą jej ząbki cały czas jej ślina cieknie. Jeszcze raz bardzo Pana przepraszam. 
Antosia jak na zawołanie rozkrzyczała się i wyciągała do mnie ręce. 
Wziąłem Ją z powrotem i pokazywałem książeczki.
Matka dziewczynki uważnie obserwowała każdy mój ruch, oraz uważnie wsłuchiwała się w każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
Trzymając małą Antosię czułem się jakoś dziwnie. Sam bardzo pragnąłem mieć małe dziecko.
-Może ją wezmę? Widzę, że jest Pan zmęczony.
-Spokojnie, to żaden problem. Mała jest słodka, a ja bardzo lubię małe dzieci - spojrzałem na brunetkę i lekko się uśmiechnąłem.
Do samego lądowania Tośka siedziała u mnie i nawet nie pojawił się grymas na twarzy, gdy lądowaliśmy i spadało ciśnienie tak, że mnie uszy zatkało.
-Dzielna dziewczynka z Ciebie, Smerfiku. - powiedziałem i nim oddałem dziewczynkę ucałowałem ją lekko w czółko.
-Miło, że Pan się nią zaopiekował przez ten czas. Widać, że bardzo Pana polubiła - kobieta uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Naprawdę nie ma za co - odparłem. - Może pomóc z bagażami?
-Jeśli byłby Pan tak miły, to tylko prosiłabym Pana o rozłożenie wózka. Resztą zajmę się sama.
Bardzo szybko wykonałem polecenie. 
-Może jednak pomogę? Widzę, że ma Pani tego dużo...
-Ale Pan ma nogę w gipsie - uśmiechnęła się promiennie. 
-To nic takiego. - spojrzałem na swoją nogę. -Nie przekonam Pani?
-Nie. Jestem uparta jak osioł. 
-Do tego Zosia samosia - powiedziałem patrząc na niższą ode mnie kobietę.
-Imie się akurat zgadza.
-A ja jestem Łukasz. 
-A to to ja akurat wiem. Chodzę często na mecze siatkówki.
-Kibic - stwierdziłem.
-Oddany.
Zaśmiałem się na te słowo. 
Szybko minął nam czas mimo opóźnienia na lotnisku i czekania na bagaże oddane do luku. Zdjęliśmy torby z taśm i skierowaliśmy się do wyjścia. 
-W takim razie bardzo mi miło poznać Panią i Antosię - wyciągnąłem w jej stronę dłoń. 
Niepewnie ją uścisnęła.
-Ja też bardzo Ci dziękuję, Łukaszu. 
-W takim razie dzwonię po taksówkę i jadę. Może się kiedyś spotkamy na meczu.
-Mogę Cię podwieźć. Auto stoi na parkingu.
-Sam nie wiem... - podrapałem się po głowie.
-Nie daj się prosić.
-No dobrze - powiedziałem po dłuższej chwili.
-Wiedziałam, że się zgodzisz. 
Pomogłem Zosi z bagażami i sam zapiąłem Tosię w foteliku, po czym ruszyliśmy do mojego domu. W czasie drogi bardzo miło nam się rozmawiało. Zosia dobrze znała miasto. Jak się okazało to całkiem niedaleko ode mnie dziewczyny mieszkały i na dodatek same. Tata Antosii nie miał pojęcia o jej istnieniu, bo zginął w wypadku jadąc na kolację, na której miał się dowiedzieć o ciąży. 
Szybko dojechaliśmy pod wskazany przeze mnie adres. Zaprosiłem dziewczyny do sobie. Zaproponowałem kawę, jednak niestety nie miałem nic słodkiego do przekąszenia.
Podziękowałem za miłe towarzystwo w trakcie podróży i odwiezienie do domu. Jak się okazało herbatniki i ciasteczka kruche Zosia wozi razem z sobą, bo Antosia je wprost uwielbia
Tylko patrzyłem jak Mała się nimi zajada. Była taka malutka, bezbronna.
Siedzieliśmy do rana rozmawiając, przybliżając swoje losy drugiej osobie. Malutka wyspała się w aucie, więc miała mnóstwo energii, zaś Zosia podpierała się nosem. Zaprowadziłem Ją do mojej sypialni, a sam zająłem się dziewczynką.
Poszliśmy na zakupy, potem na krótki spacer, by nakarmić łabędzie. A jeszcze później zajęliśmy się gotowaniem obiadu.
Tośka tak świetnie mi umilała czas, że wcale nie odczuwałem zmęczenia, ani nie miałem czasu by myśleć o tym wszystkim, co niecałe 24 godziny temu się wydarzyło w moim życiu.
Rozłożyłem jej kocyk i włączyłem bajki. Co chwile spoglądałem na dziewczynkę. Śmiała się i kładła ze śmiechu.
Nie potrafię opisać uczucia, jakie mi towarzyszyło.
Gdy Zosia wstała zjedliśmy obiad, a potem pojechaliśmy do nich. Ja w sumie tylko wniosłem bagaże i wózek.
Mama roześmianej dziewczynki również zaprosiła mnie na kawę w ramach podziękowań za gościnę i zajęcie się cócią.
-W takim razie, będę już leciał. Dziękuję za miły spędzony czas - uśmiechnąłem się i wstałem.
-Mam nadzieję, że odwiedzisz nas jeszcze.
-No jasne, do siebie również zapraszam.
-Chętnie skorzystamy z zaproszenia. - powiedziała Zosia biorąc dziewczynkę na ręce.
Wracałem spokojnie uliczkami miasta i rozmyślałem nad splotem losu, który kolejny raz podstawia mi kolejne życzliwe osoby, a gani za danie szansy Agnieszce.
Gdy dotarłem do domu wziąłem kąpiel, a potem zadzwoniłem do Mamy i o wszystkim, co ostatnio się u mnie wydarzyło opowiedziałem.
Napisałem także maila, do przyjaciół by się o mnie nie martwili.
Kiedy włączyłem telefon, zauważyłem że Winiarski się do mnie dobijał. 
Oddzwoniłem do przyjaciela i wyjaśniłem mniej więcej dlaczego się nie odzywałem.
Umówiliśmy się, że porozmawiamy jutro na Skypie i opowiem mu wszystko ze szczegółami.
Zakończyłem połączenie i odłożyłem telefon. Zmęczony dniem pełnym wrażeń poszedłem spać, gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki...



***
Tadam! Oto i my rozdział 10 po długiej przerwie, Mamy nadzieję, że Wam się podoba? :) Dodajemy ten rozdział z wielką radością. Czekamy na Wasze komentarze, które bardzo motywują do dalszej pracy.
Pozdrawiamy,
niezapomniane Julla i łasica.

czwartek, 8 maja 2014

Informacja.

Kochani! 
Jak zauważyliście długo nie było czegoś nowego (tak jak ostatnio). Wszystko to spowodowane jest brakiem czasu. Łasica ma teraz bardzo dużo nauki, a niedługo rozpoczyna wyjazdy. Jeżeli czytacie jej bloga, to na pewno zauważyliście, że ostatnim czasem rozdziały rzadko się pojawiały. U mnie jest podobnie. Niedługo koniec roku, więc trzeba się jeszcze bardziej wziąć za naukę. Bez sensu jest przepraszać pod każdym rozdziałem, że tak długo nas tutaj nie było. Więc z przykrością chcemy Was poinformować, że na razie ten blog zostaje zawieszony. Nie wiemy jeszcze na ile. Natomiast jedno jest pewne: wrócimy z wenami, a rozdziały będą pojawiały się częściej. :) W tej krótkiej informacji chcemy również podziękować Wam za to, że jesteście. Czytacie, komentujecie. :) Mamy już ponad 10 tysięcy wyświetleń! Jesteście wspaniali. ;')
A więc czekajcie na nas, my na pewno tutaj wrócimy. 
Do usłyszenia, pozdrawiamy.

Jullaa i łasica

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 9

Obudziły nas promienie słońca przedzierające się przez śnieżnobiałe firany w oknach balkonowych. Odwróciłem się do Agnieszki, która spała naga twarzą zwróconą do mnie
Pocałowałem ją delikatnie w policzek i przytuliłem się mocno do niej. Nie chciało mi się wstawać po takiej nocy, jednak burczało mi już w brzuchu. Postanowiłem, że zamówię śniadanie do pokoju. Wybrałem odpowiedni numer i zamówiłem różne propozycję z karty, bo nie wiedziałem na co moja blondynka będzie miała ochotę. Poszedłem do łazienki, załatwiłem swoje potrzeby i kiedy tylko wyszedłem, usłyszałem pukanie do drzwi. Agnieszka nawet się nie obróciła na drugi bok, zapłaciłem kelnerowi, wziąłem tacę ze smakołykami, i postawiłem ją na stoliku. Wziąłem różę z wazonu, a potem zacząłem smyrać Nią najpierw nogi, potem brzuch a później pocałowałem Ją w obojczyk. 
-Dzień dobry Kochanie. - wyszeptałem do ucha odgarniając kosmyk włosów. 
-Już ranek? - spytała niczym królewna. Zaśmiałem się tylko w odpowiedzi. - Tak brakowało mi nocy z Tobą. - powiedziała zawiesiwszy swoje chude dłonie na mojej szyi po czym złączyła nasze usta w pocałunku.
Uśmiechnąłem się szeroko.
-Mi również brakowało - wyszeptałem. - Kocham Cię. - powiedziałem i pocałowałem ją w czubek nosa, po czym delikatnie się odsunąłem. Wziąłem tackę i usiadłem obok niej. 
-Podobno zawsze lubiłaś śniadanie do łóżka - spojrzałem jej w oczy.
-Czuję się, jakby to był nasz miesiąc miodowy.
-Możemy go powtórzyć, jeśli chcesz. - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko. 
-I znów przez tydzień nie wyjdziemy z łóżka?
-Jeśli będziesz tylko miała cały czas chęć na zbliżenia, to czemu nie. - pociągnąłem temat.
-To może tylko dziś, a pozostałe dni spędzimy na plaży. Kochanie zdajesz sobie sprawę, że my nigdy nie kochaliśmy się w blasku księżyca na plaży?
Zastanowiłem się głęboko. - No rzeczywiście, masz rację. 
-To jesteśmy umówieni. - puściła mi oczko i ugryzła rogalik.
Zjedliśmy w łóżku dokarmiając się, śmiejąc w głos i wspominając piękne chwile, które spędziliśmy razem. Potem Agnieszka poszła wziąć prysznic, ale nie mogłem dłużej na Nią czekać, wszedłem do Niej, do kabiny i pomogłem Jej się umyć. Cały czas Żona mnie kokietowała, podrywała, zabiegała o nawet chwilę uwagi, którą Jej dawałem. Czułem się jak gnojek, jak na początku naszego związku, na początku kariery. Pomogłem Jej się nawet wytrzeć, podziwiałem piękne ciało modelki. Jej jędrne piersi, pośladki,  płaski brzuszek. Zgrabne nóżki. Kiedy zaczęła suszyć włosy wyszedłem z łazienki i poszedłem się ubrać. Dzisiaj nie czułem nawet bólu nogi, wręcz przeciwnie. Czułem się wyśmienicie. Jak przed kontuzją. 
Postanowiliśmy przejść się wzdłuż plaży. Słońce pięknie świeciło, woda zachęcała do kąpieli, a my robiliśmy sobie zdjęcia. Agnieszka jest niezwykle fotogeniczna, nie to co ja, więc to ja przez większość spaceru trzymałem aparat. Tak jak ostatnio, ciągle dochodziło do zbliżeń. Agnieszce uśmiech nie schodził z twarzy, zresztą mi także. Czułem, że nasze małżeństwo znowu rozkwita. I bardzo się cieszyłem z tego powodu, bo Agę kocham nad życie i chcę zapomnieć, jaką krzywdę mi wyrządziła. Jednak musieliśmy wracać, bo zrobiliśmy się głodni, a poza tym byliśmy daleko od ośrodka. Jednak musieliśmy wracać, bo zrobiliśmy się głodni, a poza tym byliśmy daleko od ośrodka. Bardzo chciałem wziąć Agę na ręce, zanieść do hotelu. Tyle, że nie było mi to dane. Nie mogłem pogorszyć sytuacji z nogą. Poszliśmy prosto do restauracji hotelowej i złożyliśmy zamówienie. 
-Kochanie idę na chwilę do pokoju. Chcesz coś?
-Możesz podłączyć aparat na ładowarkę. Możesz przynieść mi chusteczki nawilżające. 
-Za minutkę będę.
Pocałowałem ją w policzek i skierowałem się do pokoju. Przeszedłem długi korytarz i chwilkę później znalazłem się w pomieszczeniu. Potem poszliśmy odpocząć do pokoju. Nim się obejrzeliśmy, to było już ciemno. 
-Kochanie, chodźmy na dyskotekę.
-Chcesz iść do klubu? - trochę się speszyłem, ponieważ moja kontuzja i te sprawy.
-Tak. Proszę, pójdziemy? - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
-Dobrze, idź się przygotuj. Będę czekał - powiedziałem po dłuższej chwili zastanowienia się.
Sam też podszedłem do szafy i przymierzałem koszule, które zabrałem na ten wyjazd. Zdecydowałem się w końcu na błękitną i czarne spodnie. Jak dobrze, że nie musiałem jej prasować. Bo nigdy nie cierpiałem tego robić, zawsze wyręczała mnie Aga. Zresztą, jaki mężczyzna lubi prasować. Ubrałem się i przejrzałem w lustrze. "Znośnie" pomyślałem, a w tym momencie wyszła Agnieszka. Wyglądała zjawiskowo. 
-Pięknie wyglądasz Słoneczko. - powiedziałem po chwili. 
-Ty też świetnie się prezentujesz. Nałóż trochę żelu i możemy iść. 
Umyłem zęby i nałożyłem żel. Użyłem jeszcze ulubionych perfum, które dostałem od Agnieszki. Wyszedłem z łazienki i spojrzałem na żonę.
-Już? - zapytałem kobietę, która stała przy lustrze i grzebała coś w telefonie. - Mycha, mieliśmy umowę. Żadnych telefonów.
-Przepraszam Słońce, ale chyba jestem uzależniona. Włączyłam ten prywatny, służbowy zostawiłam w Paryżu. Nie miej mi za złe.
-Dobrze już, chodź. - otworzyłem drzwi żonie. Ta drapnęła małą torebkę z komody i powoli wyszła. Zamknąłem za nami drzwi, złapałem Agnieszkę za rękę uśmiechając się przy tym. Szliśmy za odgłosami muzyki i wylądowaliśmy w całkiem niezłej knajpie, gdzie ludzie dopiero się zbierali. Z racji tego, że garstka osób na parkiecie była, to wziąłem moją kobietę od razu, by potańczyć. Gdy już zaczęło się robić gęściej, to poszliśmy do baru, by się czegoś napić. 
-Kochanie nawet ta kontuzja Ci nie przeszkadza, bo świetnie tańczysz. 
-A dziękuję. Chodziłaś gdzieś na kurs tańca, bo o wiele lepiej Ci to idzie.
-Ej! Nigdzie nie byłam, po prostu polegam dziś na Tobie, a że świetnie prowadzisz to i mnie lepiej idzie
-Jasne, jasne. Przyznaj się - powiedziałem dla żartu.
-Łuki, serio nigdzie nie chodziłam. Nie wierzysz mi? 
-Ależ wierzę Kochanie. Tylko żartowałem - uśmiechnąłem się do niej. 
Agnieszka zamówiła sobie drinka, a ja uważnie się jej przyglądałem. Kilka razy się rozglądała, jak by ktoś był tutaj znajomy. Kolejki szły szybciutko i już mieliśmy oboje w czubie. 
-Kochanie idę do toalety. - powiedziała moja ukochana a ja zostałem przy barze pilnując jej torebki. Gdy wróciła ja poszedłem do WC.
W mgnieniu oka załatwiłem potrzebę i kiedy już wracałem wbiłem wzrok w Agnieszkę. Zatrzymałem się i założyłem ręce na piersi. Przetarłem nawet oczy, by upewnić się, czy to na pewno była moja żona.


___
Witamy Kochani po tak długiej nieobecności! Przez miesiąc nie pojawił się rozdział, za co bardzo przepraszamy i przez co jest nam bardzo głupio... Obiecujemy poprawę! I jeszcze raz przepraszamy.
Wczoraj u łasicy pojawił się nowy rozdział, jeżeli nie widzieliście, to zapraszam! ( http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com/ )
I prawdopodobnie jeszcze u mnie pojawi się coś nowego. ;) (http://zakochaniwsiatkowce.blogspot.com/ )
Życzymy Wesołych Świąt, oraz mokrego Śmingusa Dyngusa! :)
Pozdrawiamy Jullaa i łasica :*

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 8

Wstałem rano o 8, bo po 12 miałem lot. Zrobiłem sobie śniadanie oraz kawę, żeby się do końca obudzić. Kofeina dała znać i byłem pełny energii, chęci. Ogarnąłem się, dopakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do walizki i zamówiłem taksówkę. Mimo tego, że rozstałem się z Agnieszką to wciąż mam obrączkę na palcu. Może powinienem ją już zdjąć? Bo raczej już z tego nic nie będzie...
Z rozmyślań wyrwał mnie telefon Agnieszki. 
-Cześć Łukasz. Mam nadzieje, że się nie rozmyśliłeś... - zaczęła.
-Cześć. Obiecałem. A ja słowa dotrzymuję.
-Chyba jedna rzecz jaka się nie zmieniła - powiedziała cicho i zaraz kontynuowała. - Już się nie mogę doczekać. - wiedziałem, że w tym momencie się uśmiecha.
-Bądź punktualnie - powiedziałem.
-Pamiętam, że nie lubisz gdy się ktoś spóźnia.
-Tak, to dalej się nie zmieniło.
-Będę punktualnie - potwierdziła. - Więc do zobaczenia. - rzuciła po czym zakończyła połączenie.
Zerknąłem na zegarek i poszedłem umyć zęby, bo za kwadrans miała podjechać taksówka.
Szybko wykonałem tą czynność, zostało mi trochę czasu, aby nałożyć żel na włosy. Spojrzałem jeszcze w lustro i lekko się uśmiechnąłem po czym wyszedłem z pomieszczenia. Sprawdziłem, czy wszystko jest wyłączone z kontaktu. Zamknąłem mieszkanie i zszedłem na dół. Na całe szczęście kierowca taryfy pomógł mi z bagażem znosząc go z góry do samochodu. Miły się wydawał. Chyba pierwszy raz na takiego trafiłem, bo inni byli tacy oschli oraz niemili. Dojechaliśmy na lotnisko w czasie jaki obstawiałem oddałem bagaż do luku i czekałem na Agę. Patrzyłem co chwila na zegarek. Ma jeszcze 5 minut - powiedziałem do siebie. 
-Jestem! - krzyknęła, a ja się obróciłem, ponieważ stała za moimi plecami.
-Zamelduj się, oddaj bagaż. A ja tutaj na Ciebie czekam - powiedziałem szorstko. Uśmiech od razu 'zszedł' z jej twarzy.  Rozejrzałem się i głęboko westchnąłem. Obym nie żałował - pomyślałem.
Gdy zrobiła to co powiedziałem podeszła do mnie i zaczęła przepraszać.
-Powiedziałaś, że się nie spóźnisz, a i tak jesteś na ostatnia chwilę. Z resztą jak zwykle.
-Przepraszam, były korki nie mogłam być wcześniej.
-Musisz brać zawsze coś takiego pod uwagę.
-Wiem. Możesz się już na mnie nie dąsać? Jedziemy na wakacje. Odpuść proszę.
 -Dobra, koniec tego tematu - westchnąłem i poprawiłem bagaż podręczny na ramieniu.
Weszliśmy na pokład Boeinga i zajęliśmy swoje miejsca. Każda nasza wspólna podróż samolotem wyglądała bardzo podobnie. Agnieszka spała, a ja czytałem książkę lub słuchałem muzyki.
Po skończeniu lotu odebraliśmy bagaże i pojechaliśmy do hotelu. Widoki z pokoju były nieziemskie. Lazurowa woda w morzu, aż wołała by ją wypróbować. Żałowałem, że mam ten but ortopedyczny. Ale trudno, będę musiał się nacieszyć widokiem. Zauważyłem, że łóżka nie są pojedyncze, tylko jest jedno duże. 
-Prześpię się na fotelu. Nie martw się. - powiedziała blondynka, gdy wyszła z łazienki będąc w samym bikini. Nawet nie wiem kiedy to zrobiła.
-Nie trzeba, całe łóżko dla Ciebie. - zwróciłem się do niej. - Dam sobie radę.
-Nie wygłupiaj się Łukasz. Jesteśmy małżeństwem. 
-To tylko kwestia czasu.
-Mogę zrobić coś abyś zmienił zdanie? - zapytała.
-Wątpię. - powiedziałem twardo.
-Łuki proszę Cię...
-Idę do restauracji. Zamówić Ci coś? - zmieniłem temat.
-Porozmawiajmy... - nalegała. Pokręciłem przecząco głową i zbliżyłem się do wyjścia. 
-Chcesz coś czy nie? - zadałem pytanie.
-Nie, nic nie chcę. - odrzekła smutno. 
Wyszedłem z pokoju i udałem się do restauracji, zamówiłem kawę i sałatkę. Agnieszka dosiadła  się do mnie, gdy tylko złożyła zamówienie.
-Łukasz ja nie chce kłócić się przez cały wyjazd. Chciałabym to wszystko naprawić. Wiem, że to moja wina, ale jestem tylko człowiekiem, który popełnia błędy. Proszę wybacz mi. Nie chcę żebyś zapomniał tej krzywdy, bo nie da się.
Rozmowę przerwał kelner, który przyniósł posiłki. 
-Zjedzmy w spokoju.- poprosiłem i skupiłem się na jedzeniu.
-Dobrze... Ale dasz mi później jeszcze raz wszystko wyjaśnić?
-Tak - przytaknąłem.
Czułem cały czas wzrok żony na sobie, jednak ani na chwilę nie podniosłem głowy znad talerza. Przerwałem jedzenie i spojrzałem na nią. Widziałem, że bierze haust powietrza, ale ja szybko wróciłem do jedzenia.
Gdy skończyliśmy i wypiliśmy kawę przeszliśmy się po plaży.
-Zakończyłam znajomość z Krzysztofem - powiedziała cicho. Spojrzałem na Nią z niedowierzaniem. -Łukasz ten romans był największym błędem mojego życia - kontynuowała. - Ja nie mogę Cię stracić. Nie przeżyję naszego rozstania. Błagam Cię Łukasz, wróć do mnie.
-Wciąż nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie zraniłaś... - odezwałem się. Milczała, więc postanowiłem mówić dalej: -I co? Znowu będziesz znikać na całe dnie?
-Nie kochanie. Wysłałam swoje CV do agencji w Moskwie. Przydzielili mi już agentkę.
-Agentkę? - zaznaczyłem.
Ja naprawdę chcę naprawić nasze małżeństwo. - powiedziała po czym zbliżyła się do mnie i pocałowała w usta.
Odwzajemniłem gest i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Trwaliśmy w pocałunku dość długo i gdyby nie rowerzysta to nie rozdzieliłby nas nikt. Chciałem nadrobić stracony czas. Tak bardzo tęskniłem za Nią, za Jej zapachem, dotykiem, smakiem ust.
Chwilę później szliśmy wybrzeżem morza. Trzymaliśmy się za ręce, ciągle dochodziło do jakiś zbliżeń. Zaufałem jej i można powiedzieć, że dałem kolejną szansę. Być może nasze małżeństwo zostanie odbudowane? Uśmiechaliśmy się ciągle do siebie
Na samą myśl o zażegnaniu kryzysu moje serce szybciej zaczynało bić.
Przypomniały mi się wakacje w Hiszpanii, kiedy jej się oświadczyłem.
Dzisiejszy dzień był niemal tego kopią. Znów zachowujemy się jak pierwszy raz w sobie zakochani ludzie. Jak na początku naszego związku. Jakbyśmy zaczęli od nowa. Zapominając o przeszłości.
To niesamowite, że to wszystko odżyło. Gdyby ktoś parę dni temu powiedział mi, że wrócę do Agnieszki i będę tak zadowolony popukałbym się w czoło i go wyśmiał. Słowa, które powiedziała Dagmara kilka dni temu do mnie, dały mi dużo do myślenia.I może dzięki niej, zebrałem się do tego, by wybaczyć Agnieszce. Od razu przypomniały mi się słowa mojej mamy, ze być może nie wszytko jest stracone i wrócimy d o siebie gdy emocje opadną i powróci rozum. Ona zawsze miała rację. Zawsze potrafiła mnie wesprzeć i powiedzieć dobre słowo, po którym robiło mi się ciepło na sercu.
Gdy przekroczyliśmy próg naszego apartamentu Agnieszka objęła mnie za szyję i oplotła nogami moje biodra.
-Kocham Cię. - powiedziałem nieśmiało, jak przy pierwszym spotkaniu. Zacząłem ją namiętnie całować. Położyłem Ją delikatnie na łóżko i pozbyłem się jej skąpego ubrania. A potem swojego. Pieściłem Jej ciało, a każdy mój pocałunek wywoływał u Agnieszki dreszcze.
-Zrób to, proszę. - powiedziała zaciskając rękę na moim nadgarstku z przymkniętymi powiekami. Wiedziałem, że jest bliska orgazmu, więc zrobiłem o co prosiła. Rozchyliłem Jej uda i wszedłem w Nią całym sobą. Zaczęliśmy poruszać się zgranie. Nasza rozkosz trwała długo. Zmęczeni jednak wciąż podnieceni wtuliliśmy się w siebie. Nie mogłem zasnąć, jednak Aga szybko odpłynęła...


Dzień Dobry! :)
Meldujemy się z rozdziałem!
Miał się pojawić wczoraj, jednak łasica nie miała czasu i nie mogłyśmy dokończyć. ŁASICO WYBACZAMY! :))
Kto się spodziewał, że tak to się potoczy? ^^
Czekamy na Wasze komentarze, pamiętajcie każdy z nich bardzo nas motywuje.
Pozdrawiamy.
Wasza Jullaa i łasica.

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 7

Zwlekłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę na herbatę, a potem ogarnąłem się, ubrałem. Zjadłem śniadanie, włączyłem laptop i zadzwoniłem do Mamy. Pominąłem w rozmowie kwestie Agnieszki.
Nie musi o tym wiedzieć, poza tym i tak nic z tego nie będzie. Mama ciągle wypytywała o zdrowie, a ja mówiłem, że jest coraz lepiej. Wcale nie kłamałem. Ciężka praca, wysiłek, który się opłaca.
Do tego pozytywne nastawienie, wsparcie Kibiców na prawdę dodają mi skrzydeł. Dziś będę miał badania, usg żył, by sprawdzić czy dobrze mi zespolili a później krioterapię miejscową.
Gdy rozmawiałem z Mamą zobaczyłem wiadomość od Winiara. Odpisałem, że za 5 minut zadzwonię i pogadamy. Pogadałem jeszcze chwilę, przeprosiłem mówiąc, że muszę iść na rehabilitację, kazałem pozdrowić rodzinkę a potem zadzwoniłem do Rosji.
Michał również pytał o zdrowie i o to, jak sobie radzę. To pytanie chyba zadawał każdy na początku rozmowy ze mną. W końcu zobaczyłem Małego Olisia, który pochwalił mi się swoimi świetnymi ocenami oraz wzorowym zachowaniem w nowej szkole.
-No brawo Zuchu! Wujek jest z Ciebie dumny!- powiedziałem i pomachałem do monitora.
-Będzie jeszcze lepiej, zobaczysz! Tata już umie dobrze język, to mnie poduczy. - uśmiechnął się po czym odszedł od urządzenia.
-A jak Tobie się powodzi Łukasz? - zagaiła Dagmara. 
-Dobrze, nie narzekam.
-Jest coś o czym chcesz mi powiedzieć? - drążyła. 
-Mam mętlik w głowie.... Wczoraj spotkałem się z Agnieszką. Poprosiła mnie o weekend sam na sam, by wytłumaczyć sobie wszystko i spróbować naprawić związek. 
-To ja nie wiem stary, dlaczego Ty masz mętlik. Mówiłam Ci, że wszystko się ułoży! Nie zastanawiaj się tylko walcz. Przecież kochacie się. Gołym okiem widać.
-Michał, a Ty co o tym myślisz? - spytałem kumpla.
-Myślę, że zawsze warto spróbować. Później możesz żałować, że nie zrobiłeś wszystkiego, żeby uratować tą miłość. 
-Ale chyba to nie wszystko co chciałeś powiedzieć, no nie?- uśmiechnęłam się Daga. 
-Ty to mnie znasz na wylot. Spotkałem tu moją koleżankę z czasów szkoły.
-Ha! Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Inaczej nie zastanawiałbyś się głupio czy jechać z Agą. - poruszała charakterystycznie brwiami Winiarska.
-To nic takiego. Wiecie dobrze, co przeżyłem, gdy dowiedziałem się o zdradzie Agnieszki. Przecież jest dla mnie całym życiem, a Kamila to tylko koleżanka z liceum. Wpadła do mnie na wspominanie czasów szkolnych, ale ja dałem plamę. Cały czas myślałem o propozycji Agi, a przez to Jej nie słuchałem. Chyba się obraziła, bo wyszła z mieszkania. nie dając mi wytłumaczyć.
-To żeś odwalił baranie! - skomentował Winiarski. 
-Michał! - szturchnęła go Daga. 
-Nie mówimy już o moich problemach. Lepiej pochwalcie się, jak tam dziecko się rozwija? Widzę, że brzuszek już duży - lekko się uśmiechnąłem.
-Dobrze. Dziecko się prawidłowo rozwija - powiedziała żona przyjmującego. - Oliś ciągle wypytuje kiedy będzie już na świecie jego brat lub siostra.
-To Wy jeszcze nie wiecie? Coś mi się wierzyć nie chce - powiedziałem z przekonaniem.
Dagmara w momencie kiedy to powiedziałem spojrzała na Michała. 
-Wiemy... - zaczęła nieśmiało
-A wiec..? - zacząłem ciągnąć za język gestykulując rękoma.
-No Ziomek chłopaczysko będzie! - krzyknął uradowany Michał
-No to gratulacje! Wiecie już jakie imię?
-Jeszcze nic nie myśleliśmy. Bardziej obawiam się o szpital, bo tutaj...
 -No tak wiem. Ale zawsze możecie jakiś polski personel zamówić.
-Nad tym też będziemy musieli pomyśleć. Zobaczysz jak będziesz czekał na przyjście swojego dziecka! - powiedział przyjaciel.
Westchnąłem tylko i sztucznie się uśmiechnąłem. Szczerze mówiąc nie widziałem siebie w dalekiej przyszłości w roli ojca.
Zapadła cisza. Spojrzałem tylko na zegarek i postanowiłem, że zakończę już rozmowę.
-Słuchajcie, lecę muszę jeszcze skoczyć do sklepu, a później sprawy zdrowotne - oznajmiłem.
-Jasne. Przepraszam za Miśka. - powiedziała bezdźwięcznie Dagmara, a ja tylko skinąłem. Pomachałem im na pożegnanie i nacisnąłem czerwoną słuchawkę w komunikatorze.
Podrapałem się po głowie i podszedłem do okna. Nie zadręczaj się już Łukasz... - mówił mi rozum. Poszedłem wziąć szybki prysznic. Szybko też się ubrałem i zabierając portfel oraz telefon wyszedłem z mieszkania. Zrobiłem zakupy, bo w mojej lodówce były już pustki.
Niestety Kamili dzisiaj nie było w sklepie. Nie mogłem Jej nawet przeprosić.
Zrobię to, kiedy tylko wrócę z weekendu. Myślę, że nie będzie zła.
Znając Ją to już pewnie zapomniała o wczorajszym wieczorze. Zawsze była wyluzowana i niepamiętliwa.
Ale to chyba dobrze, bo naprawdę zachowałem się jak skończony idiota.
Trzeba przeprosić i wynagrodzić, ale to później. Teraz ważne jest bym się nie spóźnił na salę rehabilitacyjną. Ważne jest by szanować każdego człowieka i jego czas, w końcu on poświęca go mnie. Swoją drogą ja nienawidzę, gdy ktoś się spóźnia.
Zamówiłem taksówkę i jak na złość jechała samym centrum Bolonii. Żeby go drzwi ścisnęły w najgrubszym miejscu - pomyślałem. Wkurzyłem się. Zapłaciłem za przejazd, ale w środku drogi wyszedłem z auta i szedłem chodnikiem o kulach. Nawet nieźle mi to szło.
Spóźniłem się 5 minut, a gdybym dalej siedział w tym samochodzie to nie dość, żebym się w nim usmażył to jeszcze pewnie tkwiłbym w tym samym miejscu
Przeprosiłem za spóźnienie i szybko poszedłem się przebrać, ponieważ dziś były zajęcia na basenie, które bardzo lubiłem.
To chyba też dzięki rehabilitantowi, który nie dość, że mnie wspierał to jeszcze bardzo dobrze prowadził te zajęcia.
No i pokazywał, przypominał jak było wcześniej dzięki czemu widziałem postępy
A były już naprawdę duże.
Po 19 wyszedłem z wody i poczułem jak bardzo jestem zmęczony i głodny.
Ale niestety nie było mi dane od razu wracać do mieszkania, bo było zaplanowane usg żył. Gdy byłem w gabinecie niemiłosiernie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Lekarz uśmiechnął się szeroko i powiedział, że zaraz mnie stąd wypuści i w końcu coś zjem. Uśmiechnąłem się do pielęgniarki, która chichotała przy oknie i cały czas mi się przyglądała. Jakby nigdy człowieka głodnego nie widziała.

Niczym na skrzydłach wróciłem do domu, dzięki taksiarzowi byłem w niecałe 8 minut, bo znał skrót. Gdy wszedłem do mieszkania włożyłem zapiekankę do mikrofali i podgrzałem. Zjadłem ją w mig i poszedłem się umyć. Poczytałem do snu książkę. Miałem się już kłaść, ale zadzwoniła Agnieszka. Zaczęła dzikie podchody, gdy jej przerwałem mówiąc: Aga zgadzam się. Jutro o 9.20 na lotnisku. Nie zapomnij kremu do opalania i bikini. Dobranoc. 
Szybko, zwięźle i na temat. Mógłbym nawet coś głupiego powiedzieć, bo byłem już tak zmęczony, że nie miałem z nikim ochoty rozmawiać. Sam się zdziwiłem, przecież wyraziłem zgodę na weekend z kobietą, która mnie tak zraniła. Jednak jak to się mówi: Raz kozie śmierć, czy kto nie próbuje ten nie ma.
Chwilę po tym telefonie odłożyłem książkę na półkę i przekręciłem się na drugi bok. Tym razem nie miałem problemu z zaśnięciem. Zdałem sobie też z tego sprawę, że jutro muszę rano wstać, więc szybko zawitałem w Bramy do Krainy Morfeusza...


Witamy!! :)
Tak długa przerwa. Bardzo Was przepraszamy, ale ciągle coś nam wypadało i nie mogłyśmy się zgrać, aby napisać cokolwiek.
Rozdział 7 wędruje w Wasze ręce. :)) No, najdłuższy to on nie jest :D.

Pamiętajcie, każdy komentarz motywuje.
Zapraszam również na blog Łasicy ( klikklik ) Oraz na mój :) ( klik )
Pozdrawiamy i do następnego!
Jullaa, łasica.