środa, 9 lipca 2014

Rozdział 10

Gdy zorientowałem się, że to faktycznie ona i wzrok mój mnie nie myli czym prędzej podszedłem do baru i szarpnąłem Ją mocno. Spojrzała na mnie wystraszonymi oczami. 
-Jak możesz? - spytałem czując piasek w oczach i łzy, które zbierają się pod powiekami
-Łukasz... to nie tak jak myślisz. - powiedziała cicho spuszczając wzrok.
-A jak?! - byłem już strasznie zdenerwowany.
-Nie krzycz proszę... - mówiła szeptem.
Miałem już tego dosyć. Zaufałem tej kobiecie, wybaczyłem najgorszą rzecz, którą mogła zrobić. Miałem plany na naszą wspólną przyszłość, a ona nagle powtarza wszystko i mnie kolejny raz zdradza?
Tego już było za wiele.
-Nie tłumacz się, nie chcę mieć już z Tobą nic wspólnego. - powiedziałem twardo.
-Łukasz, porozmawaimy proszę. 
-Kochanie kto to jest?- spytał gość z którym poszła w ślimaka moja ukochana żona.
-Ja nie znam Pana. - krzyknęła do niego. - Łukasz proszę Cię!
-Na pewno. To co, wymyślił sobie to wszystko? - zszedłem trochę z tonu.
-Tak, Łukasz. Proszę, uwierz mi... Przecież ja kocham Ciebie, a jego kompletnie nie znam! - zaczęła rzewnie płakać.
-Aga, jak to mnie nie znasz? - natarczywie spytał wysoki szatyn. 
-Zamknij się Krzysiek! - wrzasnęła
-I jeszcze jeździ za nimi Twój fagas, z którym nawet nie zerwałaś. - ryknąłem- Jesteś obrzydliwa.
-Łukasz, błagam Cię. Porozmawiajmy w cztery oczy... To nie tak, wszystko Ci wytłumaczę.
-Nie masz już co tłumaczyć... - powiedziałem odwracając się. - Niedługo się rozwiedziemy.
-Ale Kochanie, błagam... - nie ustępowała, próbowała mi wszystko wytłumaczyć. 
Ja nie miałem ochoty jej słuchać.
-Nienawidzę Cię Aga. Słyszysz? -syknąłem jej do ucha po czym prędko opuściłem lokal.
Szybkim krokiem oddaliłem się od budynku. Nie miałem pojęcia, co teraz będzie. Jak mogłem być taki głupi i ślepy? Owinęła mnie sobie wokół palca... 
Aż ciężko mi uwierzyć w to, że wciąż spotykała się z tym całym Krzyśkiem.
Gdy wszedłem do hotelu i dotarłem do pokoju jak najszybciej zacząłem się pakować zamawiając przy tym najpierw bilet na lot powrotny, a potem taksówkę na lotnisko.
Starałem się być spokojny, jednak wszystko we mnie chodziło. Nawet łzy cisnęły się same do oczu.
Modliłem się tylko w duchu, żeby Agnieszka nie wróciła do hotelu, bo nie mam ochoty słuchać jej tłumaczeń, ani na nią patrzeć.
Zdążyłem spakować sie i wsiąść do auta zanim Agnieszka wróciła do naszego apartamentu.
Całe szczęście, że ominęła mnie rozmowa z nią. Chociaż z tej rozmowy powstałaby pewnie kłótnia...
Słyszałem, jak wali w bagażnik taksówki, jednak kazałem kierowcy jechać i nie zatrzymywać się do samego lotniska.
Zrobił tak, jak kazałem. Ruszył do przodu, a ja obejrzałem się za siebie. 
Agnieszka odprowadziła samochód wzrokiem. Wcale mnie nie obchdodziło, czy zapłaci za pobyt obojga nas czy tylko za siebie. Jeśli nie ureguluje należności wtedy zadzwonią do mnie i ja to zrobię.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni, a na ekranie ujrzałem zdjęcie uśmiechniętej Agnieszki.
Szybko odrzuciłem połączenie, a urządzenie wyłączyłem. Wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił to żona dobijała by się cały czas.
Na lotnisku szybko przeszdłęm przez odprawę biletową i nim się obejrzałem maszyna wzbiła się w górę.
Zamknąłem na chwilę oczy i usiadłem wygodnie w fotelu. 
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Co było dziwne, bo podczas lotu sam nigdy nie spałem. Zazwyczaj czytałem książkę, bądź słuchałem muzyki. Ale teraz własne myśli chyba by mnie zabiły.  Zasypiając chociaż na chwilę zapomniałem o wszystkich problemach.
Obudził mnie płacz dziecka, które obok siedziało z mamą. Zaspanymi oczami spojrzałem na nie, a później na młodą brunetkę, która uspokajała małą dziewczynkę.
Malutka wyciągnęła do mnie rączki, a ja spoglądając na jej mamę wziąłem Ją do siebie na kolana. Dziewczynka rozpromieniała i aż krzyknęła z radości, co spowodowało z kolei, że ślinka jej wyciekła z buzi prosto na moje spodnie.
-Bardzo Pana przepraszam. Tosiu, jak Ty się zachowujesz? - zwróciła się do nas po czym wzięła Małą ode mnie. 
-Nic się nie stało. To małe dziecko. - powiedziałem.
-Odkąd idą jej ząbki cały czas jej ślina cieknie. Jeszcze raz bardzo Pana przepraszam. 
Antosia jak na zawołanie rozkrzyczała się i wyciągała do mnie ręce. 
Wziąłem Ją z powrotem i pokazywałem książeczki.
Matka dziewczynki uważnie obserwowała każdy mój ruch, oraz uważnie wsłuchiwała się w każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
Trzymając małą Antosię czułem się jakoś dziwnie. Sam bardzo pragnąłem mieć małe dziecko.
-Może ją wezmę? Widzę, że jest Pan zmęczony.
-Spokojnie, to żaden problem. Mała jest słodka, a ja bardzo lubię małe dzieci - spojrzałem na brunetkę i lekko się uśmiechnąłem.
Do samego lądowania Tośka siedziała u mnie i nawet nie pojawił się grymas na twarzy, gdy lądowaliśmy i spadało ciśnienie tak, że mnie uszy zatkało.
-Dzielna dziewczynka z Ciebie, Smerfiku. - powiedziałem i nim oddałem dziewczynkę ucałowałem ją lekko w czółko.
-Miło, że Pan się nią zaopiekował przez ten czas. Widać, że bardzo Pana polubiła - kobieta uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Naprawdę nie ma za co - odparłem. - Może pomóc z bagażami?
-Jeśli byłby Pan tak miły, to tylko prosiłabym Pana o rozłożenie wózka. Resztą zajmę się sama.
Bardzo szybko wykonałem polecenie. 
-Może jednak pomogę? Widzę, że ma Pani tego dużo...
-Ale Pan ma nogę w gipsie - uśmiechnęła się promiennie. 
-To nic takiego. - spojrzałem na swoją nogę. -Nie przekonam Pani?
-Nie. Jestem uparta jak osioł. 
-Do tego Zosia samosia - powiedziałem patrząc na niższą ode mnie kobietę.
-Imie się akurat zgadza.
-A ja jestem Łukasz. 
-A to to ja akurat wiem. Chodzę często na mecze siatkówki.
-Kibic - stwierdziłem.
-Oddany.
Zaśmiałem się na te słowo. 
Szybko minął nam czas mimo opóźnienia na lotnisku i czekania na bagaże oddane do luku. Zdjęliśmy torby z taśm i skierowaliśmy się do wyjścia. 
-W takim razie bardzo mi miło poznać Panią i Antosię - wyciągnąłem w jej stronę dłoń. 
Niepewnie ją uścisnęła.
-Ja też bardzo Ci dziękuję, Łukaszu. 
-W takim razie dzwonię po taksówkę i jadę. Może się kiedyś spotkamy na meczu.
-Mogę Cię podwieźć. Auto stoi na parkingu.
-Sam nie wiem... - podrapałem się po głowie.
-Nie daj się prosić.
-No dobrze - powiedziałem po dłuższej chwili.
-Wiedziałam, że się zgodzisz. 
Pomogłem Zosi z bagażami i sam zapiąłem Tosię w foteliku, po czym ruszyliśmy do mojego domu. W czasie drogi bardzo miło nam się rozmawiało. Zosia dobrze znała miasto. Jak się okazało to całkiem niedaleko ode mnie dziewczyny mieszkały i na dodatek same. Tata Antosii nie miał pojęcia o jej istnieniu, bo zginął w wypadku jadąc na kolację, na której miał się dowiedzieć o ciąży. 
Szybko dojechaliśmy pod wskazany przeze mnie adres. Zaprosiłem dziewczyny do sobie. Zaproponowałem kawę, jednak niestety nie miałem nic słodkiego do przekąszenia.
Podziękowałem za miłe towarzystwo w trakcie podróży i odwiezienie do domu. Jak się okazało herbatniki i ciasteczka kruche Zosia wozi razem z sobą, bo Antosia je wprost uwielbia
Tylko patrzyłem jak Mała się nimi zajada. Była taka malutka, bezbronna.
Siedzieliśmy do rana rozmawiając, przybliżając swoje losy drugiej osobie. Malutka wyspała się w aucie, więc miała mnóstwo energii, zaś Zosia podpierała się nosem. Zaprowadziłem Ją do mojej sypialni, a sam zająłem się dziewczynką.
Poszliśmy na zakupy, potem na krótki spacer, by nakarmić łabędzie. A jeszcze później zajęliśmy się gotowaniem obiadu.
Tośka tak świetnie mi umilała czas, że wcale nie odczuwałem zmęczenia, ani nie miałem czasu by myśleć o tym wszystkim, co niecałe 24 godziny temu się wydarzyło w moim życiu.
Rozłożyłem jej kocyk i włączyłem bajki. Co chwile spoglądałem na dziewczynkę. Śmiała się i kładła ze śmiechu.
Nie potrafię opisać uczucia, jakie mi towarzyszyło.
Gdy Zosia wstała zjedliśmy obiad, a potem pojechaliśmy do nich. Ja w sumie tylko wniosłem bagaże i wózek.
Mama roześmianej dziewczynki również zaprosiła mnie na kawę w ramach podziękowań za gościnę i zajęcie się cócią.
-W takim razie, będę już leciał. Dziękuję za miły spędzony czas - uśmiechnąłem się i wstałem.
-Mam nadzieję, że odwiedzisz nas jeszcze.
-No jasne, do siebie również zapraszam.
-Chętnie skorzystamy z zaproszenia. - powiedziała Zosia biorąc dziewczynkę na ręce.
Wracałem spokojnie uliczkami miasta i rozmyślałem nad splotem losu, który kolejny raz podstawia mi kolejne życzliwe osoby, a gani za danie szansy Agnieszce.
Gdy dotarłem do domu wziąłem kąpiel, a potem zadzwoniłem do Mamy i o wszystkim, co ostatnio się u mnie wydarzyło opowiedziałem.
Napisałem także maila, do przyjaciół by się o mnie nie martwili.
Kiedy włączyłem telefon, zauważyłem że Winiarski się do mnie dobijał. 
Oddzwoniłem do przyjaciela i wyjaśniłem mniej więcej dlaczego się nie odzywałem.
Umówiliśmy się, że porozmawiamy jutro na Skypie i opowiem mu wszystko ze szczegółami.
Zakończyłem połączenie i odłożyłem telefon. Zmęczony dniem pełnym wrażeń poszedłem spać, gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki...



***
Tadam! Oto i my rozdział 10 po długiej przerwie, Mamy nadzieję, że Wam się podoba? :) Dodajemy ten rozdział z wielką radością. Czekamy na Wasze komentarze, które bardzo motywują do dalszej pracy.
Pozdrawiamy,
niezapomniane Julla i łasica.